wpis z 12 lut 2017

14 - Samotność, która nie istnieje
Początek był taki, że życie, które prowadziłam przestało mi odpowiadać. Czułam, że coś jest nie tak, że ślizgam się po powierzchni; chciałam wejść pod tę powierzchnię, wejść głębiej w sprawę, problem, poczuć, zrozumieć i wiedzieć: skąd i dlaczego, widzieć powiązania przyczynowo-skutkowe jak na dłoni. To było życie w 1D. Życie w 1D jest pozornie proste. To jest to co widzisz: wstajesz, jesz, idziesz do pracy lub nie. Wracasz, obowiązki i idziesz spać. Nie poświęcasz więcej uwagi problemom, które cię spotykają, ponieważ uważasz, że TAKIE jest życie. Życie w 2D dopuszcza pewien rodzaj sensacji, taki jak: to jest znak, albo: wiedziałam, czułam to!, albo no podobno tam straszy itd. Życie w 3D to już zupełnie inny wymiar. Tutaj żyją ludzie obudzeni, świadomi tego, że to, co widzimy, wcale nie jest takie jakie jest, że dusza, która nie przeszła to normalna rzecz i trzeba jej pomóc przejść. Tutaj ludzie wiedzą, że nic nie dzieje się przypadkiem, że niektóre spotkania, sytuacje czy wydarzenia zostały wcześniej zaplanowane. Tutaj również jest prawo przyczynowo-skutkowe, prawo karmy i inne. Ludziom, którzy żyją w świecie 3D niekoniecznie jest łatwiej, ale prościej. Wierzą oni w Boga, który jest Energią Miłości, w swojego Anioła Stróża, przewodników duchowych, którymi bardzo często się przodkowie z rodu. W świecie 3D łatwo można wytłumaczyć rzeczy, które nam się przytrafiają. Jest to niewątpliwa zaleta, ponieważ tacy ludzie patrzą na świat przez zupełnie inny pryzmat, który sprawia, że więcej rozumiesz i inaczej czujesz. Są oczywiście i inne D, ale tych jeszcze nie znam.
Od kiedy weszłam w świat 3D, to jakby jakieś klocki się poukładały i pierwsza myśl jaka mnie naszła była: no przecież ja wiedziałam, że to tak jest. Z uporem maniaka pracuję nad sobą, idę dalej w poszukiwaniach odpowiedzi na pytania, które mam. Co jakiś czas coś mnie olśni, jakieś drobne odkrycie zatrzyma w pół kroku. Obserwuję w sobie zmiany. Widzę je coraz wyraźniej. Zauważam różnice w swoim zachowaniu w podobnych sytuacjach sprzed dwóch lat i dzisiaj. Rozumiem też, że przechodzimy przez różne etapy, które trwają krócej lub dłużej. Na samym początku wspomniałam, że etapy życia człowieka są pięknie pokazane w Wielkich Arkanach Tarota. Głupiec wyruszywszy w swą podróż życia zbiera różne doświadczenia, poznaje ludzi, uczy się dobra i zła, podejmowania decyzji oraz ich konsekwencji. Po zetknięciu z czymś dla niego bardzo trudnym, może nawet traumatycznym dochodzi do momentu, w którym potrzebuje się odciąć od wszystkiego, wejść do Pustelni i tam w samotności zastanowić się nad wszystkim co go do tej pory spotkało. Jednym z takich momentów w życiu jest Pustelnia. To czas na przemyślenia, weryfikację poglądów, przekonań, osiągnięć i celów w przyszłości. Wydarzenia, które popychają nas do Pustelni muszą być trudne i traumatyczne, bo tylko takie są w stanie nas zatrzymać i zmusić do przyjrzenia się naszemu życiu z innej perspektywy. Odcięcie się jest zazwyczaj świadome.
Ja właściwie nieświadomie weszłam do własnej Pustelni rok temu. Swoista to była Pustelnia, utrzymywałam kontakt z przyjaciółmi, pracowałam, normalnie funkcjonowałam. Rok później – czyli dzisiaj – sytuacja wygląda trochę inaczej. Mam olbrzymią ochotę odciąć się najbardziej jak tylko mogę od zewnętrznego świata, ale to nie jest możliwe. Niektóre rzeczy są niewykonalne, jak np. rezygnacja z pracy. Ale w sumie jak się nad tym zastanowić to nie ma to już znaczenia. Wczoraj wydarzyło się coś, co mi pokazało pewne zmiany, które we mnie zaszły, a których nie zauważyłam. Będąc w tym czasie poza domem i siedząc bezczynnie pomyślałam: a powymieniam sobie z kimś smsy, żeby się nie nudzić. I kiedy wzięłam telefon do ręki, po kilku sekundach zdałam sobie sprawę, że ja nie chcę z nikim pisać. Całe to „gadanie” byłoby puste. To, co miałam w środku nie było dla nikogo innego tylko dla mnie. To już nawet nie kwestia czy ktoś by mnie zrozumiał czy nie (pewnie by i zrozumiał), ale nagle zdałam sobie sprawę, że w środku nie czuję pustki. Wracałam do domu i wykonałam tak profilaktycznie 3 telefony do osób mi najbliższych. „Dziwnym” trafem każdy był zajęty. „Cóż, spędzę sobotni wieczór sama”. Oczekiwałam jakiegoś ciosu w splot słoneczny – a tu nic. Wyobraziłam sobie siebie samą w domu (mimo iż nie raz siedzę sama i nie ma problemu), bo mi jakoś tak dziwnie jednak było i co wtedy poczuję. I znowu nic. Spokój. To było jakieś inne uczucie niż zazwyczaj, ponieważ i owszem byłam sama, ale nie samotna. Dotarło to do mnie. Już nie czułam niczego, co można nazwać samotnością, osamotnieniem czy czymśkolwiek w tym rodzaju. To tak, jakby mieć wrażenie bycia zakochanym, ale nie ma obiektu uczuć, jak być najedzonym, ale nic nie jadłam, jak być wyspanym, ale nie spałam. Dotarło do mnie, że to uczucie pochodzi z wewnątrz mnie. DAŁAM to sobie. Dałam sobie czas tylko dla siebie, dałam sobie zainteresowanie samą sobą, stałam się sama dla siebie bardzo ważna. Nie ma to już znaczenia czy ktoś jest, czy kogoś nie ma (mimo że wolę jak jest – ale to z racji kochania gadania, bo gadać do siebie tylko to nie za dobrze jest ). Nie mam poczucia tej straty, takiego małego zawodu, jeśli ktoś nie może się spotkać albo pogadać. Jestem jedynaczką i chociażby z tej racji zawsze umiałam bawić się sama i organizować sobie czas, ale jednocześnie czułam się sama w środku. Dzisiaj jest inaczej. Wiele rzeczy się wydarzyło, wiele przychodzi. To, co przychodzi zmienia trajektorię mojego myślenia, patrzenia na świat, na ludzi, a przez to na mnie samą.
Mam świadomość, że ludzie, którzy są ze mną blisko mogą patrzeć na mnie z lekkim zdziwieniem. Moje zachowanie czasem może wydawać się nawet niepokojące. Tak już czasem jest. Ja wiem, gdzie jestem i dokąd idę. Teraz to po prostu taki czas, który chcę dać tylko sobie i mojemu synowi. Naprawdę lubię bycie w mojej Pustelni, bo wiem, że jest mi to teraz potrzebne. Nie mogę się odciąć zupełnie od świata, bo mam obowiązki, ale widać tak ma być i ja to akceptuję. Wiem również, że ten etap, jak każdy inny w życiu, się skończy. Przyjdzie dzień, w którym wyjdę na słońce ze swojej Pustelni, bo będę chciała wyjść. Chcę ten czas, który teraz mam wykorzystać maksymalnie jak mogę, bo kiedyś Pustelnia się skończy. Chcę poukładać sobie rzeczy, przewartościować, stworzyć listę priorytetów i nienaruszalnych własnych zasad. Ich mi zawsze brakowało. Układanie takiego własnego kodeksu przychodzi z czasem, wraz z wydarzeniami i zmusza nas do tego Tarotowa Sprawiedliwość: rób, co chcesz, masz wolną wolę, pamiętaj jednak, że wszystko ma swoje konsekwencje. Już wiem, że będą sprawy, w których będę bezkompromisowa – bo tak będzie trzeba, bo to jest słuszne. Będę umiała zapanować nad własnymi emocjami, włączyć hamulec ręczny, zatrzymać się i wycofać. Wielka to jest dla mnie sztuka - i jednocześnie niezbędnik. Ale to wszystko to nadchodząca przyszłość. Dzisiaj cieszę się z tego co mam, że czytam, że uczę się, że znajduję znaki oraz że ludzie którzy są koło mnie cierpliwie mnie znoszą i przeczekają tę „zimę” razem ze mną. DZIĘKUJĘ WAM KOCHANI.
Zostaw komentarz