wpis z 12 lut 2017

Mężczyzna dla mnie
Jakiś czas temu dowiedziałam się, że każdy człowiek, którego spotykamy jest naszym lustrem, gdyż często pokazuje nam irytujące nas, głęboko przez nas ukrywane cechy i przekonania. Według tej teorii to, za co krytykujemy innych tkwi w nas nieuświadomione i poprzez wypowiadanie nieprzychylnych opinii o innych „wyciągamy” z siebie owe cechy. Taki rodzaj samooczyszczania. Ale tak naprawdę niczego nie czyścimy. Idąc dalej – na podobnej zasadzie wybieramy partnerów. Do niedawna działałam „na oślep”. Ktoś mi się nagle spodobał, zakochiwałam się, wskakiwałam w to. Było super... jakiś czas. Pojawiały się zgrzyty. Coś mi nie pasowało. To ja zakańczałam związki. Wtedy poznawałam mężczyzn, którzy „wpasowywali się” w schemat według którego patrzyłam na mężczyzn. Byli moim odbiciem. Dziś, poznając siebie – swoje blaski i cienie – stałam się bardziej świadoma, czego szukam w mężczyźnie. Czego szuka i czego pragnie moja wewnętrzna bogini.
Wizerunku mężczyzny dla mnie nie zbudowałam w ciągu jednego wieczoru. Już wiem, że będzie lubił dyskutować o wszystkim, będzie inteligentny i świadomy wielu rzeczy, że będziemy dla siebie uzupełnieniem, że będzie mnie kochał i akceptował taką, jaka jestem, że mnie nie zawiedzie, że moje emocje i uczucia, które będę przelewać na niego wraz z zatrważającą ilością słów, wzbudzą w nim czułość i zrozumienie. Będzie przystojny. Lubię patrzeć na ładnych mężczyzn, więc sobie tego nie odmówię skoro będę patrzeć na niego przez resztę życia. I – co najważniejsze – będzie po prostu mężczyzną, przy którym ja będę kobietą. Co, za dużo? Przesadziłam? Nie – nie przesadziłam. Skoro jestem ja – to jest i on. Przez ponad 20 lat szłam na daleko idące kompromisy, w których sprzedawałam prawdziwą siebie za cenę miłości. Zgadzałam się na rzeczy wbrew sobie, akceptowałam coś, co nie było moje, gubiłam szacunek do samej siebie, a obraz mnie jako kobiety zacierał się. Nie, żadnego kompromisu już nie będzie. Nie będę z „kimkolwiek” tylko dlatego, żeby być. Bo inni z kimś są. Bo w sumie to on jest fajny, tylko ja się czepiam. Nie, nie czepiam się. Ja po prostu wiem, czego chcę. I to jest sedno.
Dziś mam odwagę pragnąć tego, co najlepsze dla mnie. Dziś znam anioła we mnie jak i Balladynę we mnie. Zaakceptowałam to. Dziś moja samoświadomość własnych pragnień pomaga mi spełniać moje marzenia, bo kiedy wiem, kogo szukam, to jak go znajdę, to będę wiedzieć, że to jest on.
Zostaw komentarz