wpis z 12 lut 2017

10 - Prosta prawda o szczęściu
Podobno od początku tego szukamy, czasem nawet nieświadomie. Każdy z nas dąży do szczęścia, a drogi są różne. Moja droga do mojego szczęścia właśnie się zaczęła. Dlaczego właśnie teraz? Ponieważ pierwszy raz z tak pełną świadomością powiedziałam sobie, że od wczoraj – od teraz – jestem szczęśliwa.
Przez cały ten czas do kilku miesięcy poprzedzających wczoraj żyłam w świecie, w którym żyje większość z nas i wierzyłam, że szczęście to i owszem stan umysłu, ale wtedy kiedy: on będzie mnie kochał, szefowa nie będzie się czepiać, osobiste dziecko przyniesie same piątki, ona to, a on tamto. Tak – wtedy, kiedy oni wszyscy zrobią to, co ja chcę i świat będzie taki, jak ja chcę, to wtedy będę szczęśliwa. Okazało się – ZNÓW – że to nie tak. Prawda o szczęściu jest jedna i bardzo prosta: szczęście jest tylko i wyłącznie w tobie oraz TY I TYLKO TY możesz je sobie dać. Tak, wiem, wszyscy o tym mówią, ale nie wiadomo JAK to w sumie zrobić.
Tak, jak napisałam, droga do szczęścia każdego z nas jest inna, bo każdy z nas inną drogą życiową idzie. Jeśli tylko otworzysz się na prowadzenie w poszukiwaniu swojego szczęścia i pozwolisz Bogu (Energii, Miłości, Absolutowi – co kto woli), żeby cię tam zaprowadził, to tak się stanie. Więc ponad 40 lat żyłam w wersji 1D. Od kiedy zaczęłam zadawać pytania o siebie, swoją drogę itd. dowiedziałam się, jak to jest z tym szczęściem. Czyli zapoznałam się z wersją 2D – wiedzą. Ale wiedza to tylko początek, nie wystarczy wiedzieć, żeby doświadczyć. Doświadczyć znaczy poczuć i przeżyć, czasami to tak mocno, że aż do dna (cokolwiek i gdziekolwiek ono jest). Mój świat w 2D był chybotliwy. Niby wiedziałam o co chodzi, niby wiedziałam dokąd szłam, i jak to u mnie często bywa wskazówkami i znakami byli ludzie. Miałam już świadomość, że jeśli chcę być szczęśliwa to sama muszę sobie to szczęście dać, sama ze sobą muszę być szczęśliwa; oznaczało to również, że akceptuję otaczający mnie świat i moje życie takim jakie jest. Dlaczego? Dlatego że jedna z podstawowych barier, które nam utrudniają bycie w pełni szczęśliwymi są nasze OCZEKIWANIA I WYMAGANIA (czyli wszelkie chcę z 1D).
Druga podstawowa przeszkoda to – również niepotrzebne odkrywanie Ameryki – życie w tu i teraz. Tak, wszyscy o tym piszą i mówią, ale co to znaczy? To znaczy, że każda nasza myśl jest energią, którą wysyłamy tam, o czym myślimy. Więc jeśli wysyłamy ją do przeszłych zdarzeń i je rozpamiętujemy to ONE żyją, zasilamy JE własną energią. Ale – nawet gdyby to było coś cudownego – to BYŁO. Teraz jest tylko wspomnieniem, jeśli pięknym wspomnieniem, to ono daje nam tę energię potrzebną do szczęścia. Jeśli było to przykre wspomnienie – osądź je, zrozum co się stało i zostaw w spokoju. Nie wracaj do tego. Bo wracając dajesz temu energię. To samo z przyszłością. Po co myśleć o tym, co będzie? I tak nie zaplanujemy wszystkiego. O tym, jak się skupić na tu i teraz opowiem w innym wpisie, praktykuję to teraz właśnie i muszę wiedzieć, czy działa :D. Wracając do szczęścia – jedna z moich ukochanych wiedźm, w trudnym dla mnie momencie, w czasie naszej rozmowy powiedziała do mnie zdanie, które mną wstrząsnęło i od tamtej pory traktuję to zdanie jako test na szczęście: zadaj sobie takie pytanie – czy jeśli TO się stanie, to to da ci szczęście, wyobraź siebie w tej sytuacji i powiedz, czy to cię spełni? SZOK. Szok, ponieważ szczera odpowiedź na owo pytanie brzmiała: nie. No i pięknie. Jestem uparta i dążę do celu z baranim uporem, więc następne pytania, które już sama sobie zadałam brzmiały: to CO w takim razie da mi szczęście, jeśli nie TO, co było kluczem do mojego szczęścia – w co święcie wierzyłam? Domek z kart się rozpadł, musiałam zacząć od początku. Za każdym razem, gdy miałam wątpliwości zadawałam sobie pytanie: czy to da mi szczęście? Negatywna odpowiedź powodowała, że rezygnowałam z pogoni za „szczęściem”.
Stan 2D trwał kilka miesięcy, które zmieniały się jak w kalejdoskopie. Pracowałam nad sobą – radykalne samowybaczanie, ćwiczenia z pokochaj siebie, wizualizacje i takie tam. To wszystko miało na mnie wpływ: na myśli, które się pojawiały, wydarzenia, które przestały się wydarzać, nagle zniknęli ludzie, nie widziałam znaków i przeżyłam uczuciową traumę, na własne życzenie zresztą. Przekaz jaki dostałam – bo już nie mogłam wytrzymać sama ze sobą, więc pytałam u źródeł – był jasny i ten sam: masz wziąć życie w swoje ręce, masz zostać liderem swojego życia, ty decydujesz, teraz jeszcze nie wiesz i nie widzisz wszystkiego, ale to się właśnie zmienia – podejmij decyzję, że chcesz iść nową drogą, którą dla ciebie szykujemy. Mniej więcej tak. Aha i jeszcze na koniec: nigdy w siebie nie wątp i zaufaj, bo masz prowadzenie. I to co chciałam usłyszeć od najwyższego autorytetu: wszystko będzie dobrze. Popłakałam się wtedy, bo pierwszy raz poczułam że On mnie kocha, i że troszczy się o mnie, że mam wsparcie i że nie jestem sama. Ale musiałam to poczuć i w tamtej właśnie chwili tak było. To uczucie nie opuszcza mnie do dzisiaj. Był wcześniej moment próby – musiałam się określić, czy ufam Bogu i mojemu Aniołowi czy też pozostaję w świecie tylko i wyłącznie fizycznym. Nie miałam wiele czasu na decyzję. Zaufałam. Dni upływały i brakowało mi jakiegoś jednego elementu, jakbym coś przeoczyła albo coś nie do końca zgrywało. W końcu skumulowały mi się różne słowa, które przeczytałam i usłyszałam – ktoś powiedział usiądź i poczekaj, a ktoś inny napisał bądź tu i teraz. I wtedy nadszedł ten dzień. Nastąpiła kumulacja wszystkiego. Obudziłam się w niedzielę rano – 23 października – w gównianym nastroju - wstałam w jeszcze bardziej gównianym - (okazało się że może być gorzej). Poszłam pozmywać. I w czasie zmywania dotarło do mnie: MAM DOŚĆ! Pierwszy raz miałam tak bardzo dość, że aż się wściekłam i popłakałam z tej wściekłości. Że niby na co ja czekam???!!! O nie, nie! Ja już nie mam zamiaru czekać, W DUPIE mam czekanie, mam kasę to dobrze - nie mam to MAM TO W DUPIE, przyjdzie ktoś lub coś to dobrze, nie przyjdzie - MAM TO W DUPIE, jest mi dobrze to dobrze, jest mi źle to MAM TO W DUPIE, bo i tak jest mi dobrze - serio - i wiecie co? Puściło - gówno odeszło – w tej wściekłości podjęłam decyzję - CHCĘ TU I TERAZ BYĆ SZCZĘŚLIWA!!! Nie jutro, nie za rok - bo na co ja k..... czekam??? O NIE!!! Jestem mistrzynią niecierpliwości i dzięki temu wygrałam szczęście DZIŚ. Po prostu - jestem SZCZĘŚLIWA - a resztę MAM W DUPIE!!!!!
Od owego wczoraj do dziś upłynęły dwa dni - weszłam do świata 3D. Mój nastrój, wewnętrzna pewność i zdecydowanie są takie same jak owego wczoraj. Zrobię wiele, aby ten stan utrzymać. Poczułam – bo zrozumieć nie wystarczy – to, o czym czytałam, że po pierwsze moje szczęście zależy tylko i wyłącznie ode mnie, to ja decyduję o tym, czy jestem szczęśliwa, czy też się unieszczęśliwiam oraz, że coś takiego jak czekanie na szczęście to strata czasu. Jak zmienię pracę, znajdę miłość, jak mnie będzie stać na każde buty i wycieczki kiedy tylko będę chciała to WTEDY będę szczęśliwa - dla mnie to teraz brzmi jak absurd. JUŻ NIE. Już dość czekania nie wiadomo na co, uzależniania własnego szczęścia od innych ludzi, cudzych decyzji, wydarzeń i okoliczności. To JA i TYLKO JA decyduję o swoim szczęściu. Dlaczego?
BO NA TO ZASŁUGUJĘ. Proste. :)
PS: Kiedy wrzucam ten wpis po latach, to jest on nadal aktualny. Oczywiście, że bywały słabsze dni, czy krótkie okresy, ale powrót do strefy szczęścia jest szybszy i łatwiejszy. Dlaczego? O tym już niedługo, w kolejnym wpisie.
Zostaw komentarz