O moich książkach

11 - O wdzięczności za wszystko...

Wdzięczność – ciągle się jej uczę. Dlaczego najprostsze i najlepsze rzeczy, które prowadzą nas do szczęścia są dla nas takie trudne? Z automatu odpowiadamy 'dziękuję' za prezenty czy pomoc. Z automatu, ponieważ to najczęściej rodzice uczą nas tego słowa. Ale powiedziane z przyzwyczajenia 'dziękuję' to nie pochodząca z głębi serca wdzięczność. Od momentu świadomego rozwoju duchowego natykałam się na ten temat kilka razy i za każdym razem było to tylko lekko muśnięte. Nie poświęciłam temu zagadnieniu wiele uwagi, aż do pewnego momentu.

Po kolejnym energetycznym zabiegu, który „czyścił” różne sprawy z przeszłości, usłyszałam, że pojawiło się hasło 'wdzięczność'. Usłyszałam, że powinnam dziękować za wszystko co posiadam i że wtedy m.in. powstaną kobiety z mojego rodu. Powinnam okazywać wdzięczność płynącą prosto z serca i że jeszcze tego nie umiem, ale mam się nie przejmować, bo to przyjdzie. Zaczęłam nad tym myśleć, i najpierw pojawił się bunt i łzy i machanie piąstką (jakby to powiedziała moja Uzdrawiająca „Czyści się kochana, czyści”). Bo najpierw mnie trafiło, że jeszcze nie umiem tak prosto z serca. Jak mnie to wkur...rzało, znaczy! No bo dlaczego ja właśnie nie umiem tak prosto z serca??? Jechałam wtedy (znów!) samochodem i tak nagle mnie wzięło na wyrzucenie z siebie całego żalu, że niby za co to ja mam być wdzięczna?? No za co, pytam się?? Za krzywdy, które mnie spotkały ze strony mężczyzn, za różnoraki ból i cierpienie, za brak poczucia szczęścia, wystarczających pieniędzy i tak dalej w tym kierunku. No, fakt – czyściło się. Najpierw wyrzuciłam z siebie cały ten mentalny brud zwany bólem, na który składało się wiele rzeczy takich jak zdrada czy odtrącenie.

Takie rzeczy dobrze jest wypłakać. Zajęło mi to trochę czasu zanim stanęłam jak wahadło i bujnęłam się powoli w drugą stronę. Okazało się, że to wcale nie jest takie trudne. Kto mi pomógł? Ludzie naokoło, przyjaciele z którymi rozmawiałam o ich problemach i nagle stało się jasne, że oni mają przechlapane, a to znaczy że ja.....nie mam. To był pierwszy „zong”. Wtedy właśnie rozwiązał się worek wdzięczności, i trwać będzie to do końca – cokolwiek tym końcem jest. Nagle wszystko stało się jasne – coś co było oczywiste stało się przedmiotem wdzięczności – podziękowałam za pracę, za mieszkanie, które dostałam i za które nie muszę spłacać kredytu przez następne 30 lat, za umiejętność prowadzenia samochodu, co mi daje wolność i niezależność i za zdrowie. To były te najbanalniejsze, pierwsze z brzegu. Potem od razu jak po pacnięciu się w czoło, podziękowałam za rodziców i mamę tę jedyną w swoim rodzaju, za mądrego syna, za przyjaciół, za pomoc, którą zawsze otrzymuję. Następnie poszłam dalej i przyszedł czas na życie – po prostu życie, możliwość bycia tutaj, możliwość rozwoju i poznawania tych wszystkich niesamowitych rzeczy i pobierania lekcji życia. Tak – jest za co dziękować. Coś co było dla mnie oczywiste, bo było zawsze jak powietrze, stało się punktem wyjścia do okazywania wdzięczności. Dzisiaj natknęłam się na zdanie (czytaj znaki a propos), które już pojawiało się wcześniej w różnej postaci: Bądź wdzięczny za to co już masz, a otrzymasz wszystko, czego pragniesz. Długo to do mnie docierało, gdyż tkwiłam w mylnym przekonaniu, jak większość z nas, że jeśli podziękuję za to, co mam i będę się cieszyć z tego co mam to jak osiąść na laurach i niczego więcej nie osiągnąć. Bo jeśli zadowala mnie to, co mam, to po co marzyć o czymś czego się nie ma i chcieć to, czego się nie ma? To była pułapka w myśleniu i dlatego wyłączyłam myślenie. Przypomniałam sobie: myśl sercem. Przewrotne, ale jedyne prawdziwe. Tak staram się robić, co nie jest proste, ale jednak do zrobienia. Cały czas zdarza mi się nie tak afirmować, czyli zaklinać rzeczywistość nie w tę stronę. Ale rozwój duchowy to proces, tutaj nic nie jest stałe, chyba tylko chęć tego rozwoju. Małymi kroczkami, ale do przodu. Przypomina to zatrzymywanie olbrzymiego okrętu, który traci stopniowo prędkość, a kiedy się już zatrzyma wyruszy ponownie, ale już we właściwym kierunku.

To oznacza – zaufać: że jeśli puszczę te wszystkie kurczowo trzymane sznurki, które mi nic nie dają (np. ludzi, którzy są ze mną tylko dlatego, że ja ich trzymam, mało płatna praca tylko dlatego, że coś wpływa co miesiąc itp.) oprócz uczucia, że COŚ trzymam, to wtedy przyjdą do mnie ci ludzie oraz te rzeczy, których nie będę musiała już trzymać, bo one najzwyczajniej w świecie BĘDĄ.

Opublikowany: Blog

Zostaw komentarz