wpis z 12 lut 2017

Kobieta we mnie
Podobno każdy z nas ma w sobie pierwiastek żeński - Anima - i pierwiastek męski - Animus. Kiedy zachodzi między nimi równowaga, wtedy wszystko w nas jak i poza nami również staje się idealne. Kiedy pewnego dnia zaczęłam - już jako dojrzała kobieta - zadawać sobie pytania o samą siebie - jaka naprawdę jestem, kim jestem i po co żyję, okazało się, że w głowie mam jeszcze większy zamęt niż miałam. Ale jestem z natury uparta i nie poddaję się łatwo więc moje poszukiwania odpowiedzi przybrały na sile.
Musiałam cofnąć się do początków. Przeanalizowałam dzieciństwo - jaka była dla mnie mama, jaki była tata. To oni mnie ukształtowali we wczesnym dzieciństwie. Siedząc i myśląc nad sobą przypomniałam sobie małą, nieśmiałą dziewczynkę, która chodziła w szpilkach mamy, zakładała jej biżuterię i namiętnie malowała oczy na zielono. Chłopcy mnie onieśmielali. Nie umiałam z nimi rozmawiać, nie wiedziałam nic na ich temat. Byli dla mnie naprawdę z innej planety. Ale moja mała wewnętrzna kobietka zakochiwała się namiętnie.
Kiedy dzisiaj patrzę wstecz, widzę czego mi wówczas brakowało - pewności siebie, która dzisiaj pochodzi z głębokiej wiedzy o tym, kim jestem. Każdy z nas ma w sobie tę moc. Trzeba ją tylko sobie uświadomić i uwierzyć, że jesteś jedyny i wyjątkowy. Moja droga do tego źródła charakteryzowała się wszechogarniającą mgłą. Ciągle czułam, że czegoś nie wiem, że jakaś ściana, że nie widzę. Wkurzałam się. Krzyczałam. Złościłam. Płakałam. I szłam dalej. A i czasem zdarzyło się, że wyłam do Księżyca. W chwilach zwątpienia otrzymywałam wsparcie. I tak krok po korku szłam dalej.
Dowiedziałam się, że jestem zbyt męska w charakterze. Za gadatliwa. Nie słucham innych. Zbyt bezpośrednia. Egoistyczna. Zbyt zajęta sobą. I inne takie. Walczyłam z tym wszystkim, z samą sobą - zmęczyłam się niemiłosiernie. W końcu usiadłam pod drzewem, ciepnęłam tarcze i miecz, zdjęłam hełm i mówię tak: czy ja komuś k....., zabiłam rodziców siekierą czy jak? No za jakie grzechy dobry Boże? No, naprawdę miałam dość. Myślę - oleję to. NO SIĘ NIE DAŁO! I wtedy, ten sam mądry człowiek w krótkiej wymianie zdawkowych słów powiedział do mnie: ZAAKCEPTUJ TO, TAKA JESTEŚ. [????????????] I już?? To tyle?
Tak, to tyle. Oczywiście, żeby w to uwierzyć i żeby to poczuć - bo tylko wtedy działa - musiałam jeszcze poczekać, jeszcze się kilka rzeczy musiało wydarzyć, ale kamień węgielny już był. Co zrobiłam? Zaczęłam się sobie przyglądać. I kiedy już byłam gotowa - oświeciło mnie: dla mnie samej jestem idealna! Nie zwalczysz siebie, nie pokonasz, nie przegrasz i nie wygrasz. Strata czasu. Dziś kiedy się budzę - a budzę się naprzeciwko lustra - patrzę na siebie i mówię: laska, wyglądasz zarąbiście. A najlepsze, że w to wierzę i że tak to widzę. Nie interesuje mnie zdanie innych na ten temat.
Tak, potrafię dowalić słowem - prosto między oczy. To moja moc - im większa moc, tym większa odpowiedzialność. Niektórzy potrzebują usłyszeć pewne rzeczy prosto z mostu - więc jestem. Tak - bywam egoistyczna - ale zdrowy egoizm jest potrzebny. Tak - jestem gadatliwa - no co? Mam Bliźniaka na ascendecie - jestem usprawiedliwiona, ale uczę się słuchać innych, bo stąd płynie moja wiedza i nauka. Tak, kiedy trzeba myślę jak facet - prosto i logicznie - ale to akurat się w życiu przydaje, poza tym mam Marsa - też na ascendencie - hahaha. Wykorzystuję jego potencjały w życiu bardzo skutecznie. Co mi daje? Waleczność, upór, odwagę - i to że jestem żyleta - jak się ostatnio dowiedziałam od mojego kochanego Mistrza Jana. I niech tak zostanie. Poznanie własnych cieni, zaakceptowanie ich i pokochanie sprawia, że stajesz się naprawdę tym, kim jesteś. Nie możemy zaprzeczać sobie ani wypierać. Wszystko co mamy i co dostaliśmy przyszło po coś. Od nas zależy jak to wykorzystamy - bo najważniejsze BĄDŹ SOBĄ - bo taka jaka jesteś, jesteś cudowna i jedyna w swoim rodzaju.
Zostaw komentarz