Dziecko wszechświata
Najpierw był on, mój brat, który zdecydował, że jednak tego samego dnia wraca skąd przyszedł. Zrobił mi miejsce – ustąpił pola. Dwa lata później zajęłam jego miejsce. Tak myślałam przez większość mojego życia. Myślałam - to za dużo powiedziane, gdyż zupełnie byłam tego nieświadoma. Kiedy się ocknęłam jako osoba świadoma, bo do przebudzenia to była jeszcze długa droga, musiałam to pole sobie oczyścić. Pozbyć się tego co nie moje, zrzucić z siebie oczekiwania innych, przestać zastępować brata, a zacząć być sobą. O tym wszystkim dokładniej piszę na moim blogu.
Czy to ważne, gdzie się urodziłam na Ziemi i skąd pochodzę? Dla mnie w ogóle. Od zawsze czułam się dzieckiem wszechświata. Pochodzę z gwiazd, moim pierwszym znakiem są Ryby, znak wodny (stąd Waters), drugim na ascendencie są Bliźnięta, znak powietrzny (stąd Windy). Teraz już chyba jest jasne, dlaczego od dziecka wszystko u mnie było oparte na dwójce. Imię Lucy związane jest ze światłem i jest mi wyjątkowo bliskie. Sama je sobie wybrałam.
Proces samopoznania dał mi coś najcenniejszego: pozwolił mi poznać własną wartość. Nie jestem ani lepsza ani gorsza (nikt nie jest). Jestem po prostu sobą i na tym polega moja wyjątkowość. Mam świadomość własnych braków – ale kto mi każe być perfekcyjną i dobrą we wszystkim? Wystarczy, że będę sobą, a będę dobra w tym, do czego zostałam powołana. Kocham pisać, kocham mówić (to dar Bliźniaka), świat marzycielski, duchowy, a z nim związane uzdrawianie i oczyszczanie jest mi równie bliski (to z kolei dar Ryb). Należałam do tego olbrzymiego grona ludzi, którzy sami siebie nie cenią, nie szanują, mają niskie poczucie wartości, za wiele rzeczy się obwiniają i spełniają oczekiwania innych. Dzisiaj to już przeszłość. Czego się o sobie dowiedziałam? Że jestem jedyna taka – inteligentna i wrażliwa, już pewna siebie i w pewnych tematach bezkompromisowa, mam duszę wojownika i wrażliwość, poczucie humoru i dystans do siebie, łączę w sobie wiele przeciwstawnych elementów, dowodząc tego, że można być kobiecą kobietą, niezależną i jednocześnie wrażliwą, mając u boku partnera, nie męskiego pantofla.
Od samego początku jedne rzeczy są dla nas ważne, inne mało istotne, a jeszcze inne w ogóle nas nie interesują. Dziś już wiem, że należy podążać za tym i dawać energię temu, co jest dla nas ważne. Ja się tego dowiedziałam późno, gdy byłam już po czterdziestce.
Z ludzkiego wieku patrząc, młodość mam za sobą, ale z duchowego jest jeszcze „gorzej”. Jestem starą duszą, która tym razem postanowiła zaliczyć na testach rozwoju m.in. transformację.
Nie tak całkiem dawno był moment mojego całkowitego zagubienia. Już się ocknęłam, nawet przebudziłam, a wtedy dopiero pojawiły się koszmarne pytania. Kim jestem, co tu robię, jaki tego wszystkiego cel?
Wrodzony upór (dzięki Ci Absolucie za niego) nie pozwolił mi osiąść na laurach, chociaż szczerze powiem, nie jeden raz miałam na to wielką ochotę. Ale jak raz zaczniesz, jak się przebudzisz, to nie ma zmiłuj. Nic już nie będzie takie samo, a i wrócić do świata sprzed matrixa się nie da.
W owym momencie zagubienia (co mam robić, co jest tylko moje) zadałam sobie pytanie, które naszło mnie Odgórnie. Co lubiłam gdy byłam dzieckiem, co sprawiało mi przyjemność, co mi przychodziło naturalnie.
Odpowiedź mnie zaskoczyła. Pacnęłam się w czoło z uśmiechem. No tak – przecież to było takie banalnie proste. Dwie rzeczy uwielbiałam: pisać i tworzyć scenografię do moich historii. U mnie wszystko zawsze było i jest oparte na dwójce. Dziś już wiem, że jestem wielokrotnie złożona, co daje mi mnóstwo możliwości. Problem w tym, że nie umiem tego jeszcze wykorzystać. A czas nieubłaganie płynie. Ten ziemski.
Każdy, kto chce poznać siebie ma do tego wiele możliwości. Prowadzi do tego nieskończona liczba dróg i nie ma jednej dobrej. Dla każdego coś innego – i tak samo jest z samorozwojem. Od dziecka interesowała mnie magia, anioły, sny. Kochałam kosmos, gwiezdne niebo, planety, kryształy, morza i oceany oraz mężczyzn o długich czarnych włosach. To tak w wielkim skrócie. Miałam to niesamowite szczęście (również za to dzięki Ci Góro), że na swojej drodze spotkałam ludzi, którzy przez pewien moment oświecili mi kolejny etap mojej ziemskiej podróży. To, co powiedział mi Janek Suliga zerkając w swoje wysłużone karty, daje o sobie znać jeszcze dzisiaj. Mam wrażenie, że kiedy on "czytał" z nich to otworzyły się moje księgi Akaszy i dostał bezpośredni wgląd. To były jedne z najbardziej niesamowitych doświadczeń w moim życiu. Później przyszedł czas na samodzielność i nasze drogi rozeszły się, ale to czym mnie obdarował zostało we mnie do dziś. To on nazwał mnie Królową Miecza - Dziękuję Ci, Janie!
Zaczęłam więc pisać. Najpierw był blog, na którym dzielę się tym, przez co przechodzę, jak się zmieniam. W końcu chyba dojrzałam do tego, co moje, bo pewnego dnia w listopadzie 2017 pękłam jak skorupka jajka i wyszło pisklę w postaci pierwszych stron Białoksiężnika.
Książka pisała się sama. Ja nie wiem, jak to robię po dziś dzień. Siadam i piszę to, co widzę w głowie. Jeden z moich bohaterów, ukochany przeze mnie i niebezpieczny Ludvik sam mówi za siebie, a ja tylko spisuję jego słowa. Tak to u mnie działa.
W zeszłym roku, coś mnie kopnęło i zaczęłam kupować książki. Hurtowo! Jak się okazało – zawsze podążaj za znakami wszelkimi – była to fantastyka i romanse. No i sprawa jasna. Wcześniej się zastanawiałam nad profilem książki, którą pisałam i dopiero kiedy zobaczyłam około dwustu nowych książek to mnie oświeciło. No oczywiście! Co ja od zawsze kochałam? Fantastykę, science-fiction, western i miłość. Lubię Star Wars, ale kocham Star Trek, no to cóż mogło być w moich książkach? No naprawdę, czasem wchodzisz w las i drzew nie widzisz, dopóki się z jednym nie zderzysz.
W moich książkach – bo z jednej, która się rozmnożyła przez pączkowanie, zrobiły się na razie cztery, a i to chyba nie koniec – jest wszystko to, co kocham: elementy fantastyki, wątki miłosne, przemiana bohaterów, tajemnica, wątek kryminalny, akcja, faceci za jakimi tęsknimy, a wszyscy bohaterowie są... No są po prostu cudowni.
Aha, czy ja dodałam, że do tego wszystkiego światy się przenikają i Ziemię odwiedzają mieszkańcy wojowniczej planety Worth? A o Zakonie Ciemnego Księżyca wspomniałam? No tak, ale na wszystko będzie czas i miejsce.
Zapraszam do mojego świata transformacji, przekraczania własnych stref komfortu, oczyszczania przestrzeni z demonów oraz do świata Białoksiężników, który mam nadzieję pochłonie was tak jak mnie.