O moich książkach

Kir - jeden z bohaterów "Białoksiężnika"

[…] Odwrócił się. Wysoka i bardzo mroczna postać jedną ręką trzymała Neję, która próbowała się wyszarpnąć, w drugiej miała pamiętniki. Alex rozpoznał w nim dziwnego mężczyznę z baru. Przestał zajmować się i tak chwilowo nieszkodliwym zbirem i pobiegł w kierunku Nei. Teraz widział jego twarz bardzo wyraźnie. Przerażające czarne oczy próbowały przeszyć go na wylot. Kilka długich kosmyków zwijało się, jakby zrobiono z nich dredy. Miał sylwetkę wojownika.
– Pięknie załatwiłeś Kaana – powiedział niskim, hipnotyzującym głosem. Zanim rozpłynął się w czarnej mgle, puścił kobietę, uśmiechnął się i uniósł dłoń jak na pożegnanie. Alex miał dziwną pewność, że jeszcze się spotkają. […]

Obudził go promień wschodzącego słońca. Niespiesznie podszedł do okna. Jeszcze trochę i polubi ten widok. Skrzywił się na samą myśl. Miał już dość pozostawania w tym świecie i dosyć tego ciała. Prawda jednak była taka, że to miejsce stało się jego jedynym domem, a to ciało – jedyną opcją funkcjonowania. W obecnej sytuacji nie miał dokąd wracać. Uśmiechnął się krzywo na myśl, co mogło spotkać Kaana za to, że nie wykonał rozkazów i go nie zabił. Mniej bawiło go to, że ten padalec na pewno spróbuje ponownie i nie spocznie, dopóki głowa Kira nie spadnie z karku. Miał dość bezczynności. W świecie Worthów dni upływały mu na ćwiczeniach, musztrach podlegających mu żołnierzy, wykonywaniu poleceń cesarza i samodoskonaleniu się we wszystkim. Tutaj odnosił wrażenie, że tylko traci czas. Był wojownikiem, a nie turystą w spa. Zgłodniał, więc postanowił wyruszyć później na miasto. Skoro już tu utknął, to przyjrzy się ludziom bliżej. Do tego czasu jednak musiał znaleźć sobie jakieś zajęcie. Rodową siedzibę Lu zwiedził już kilka razy. Najbardziej lubił wchodzić na północną wieżę i stamtąd patrzeć na rozciągające się pola i lasy oraz panoramę miasta połyskującą w słońcu. Ale zdał sobie sprawę, że nigdy nie zszedł do piwnic. Od razu poprawił się w myślach, że raczej to będą lochy, bo cóż innego mógł tam mieć Ludvik. Taka prawie twierdza musiała je przecież mieć. Zszedł z wieży, prawie nie dotykając krętych schodów. Udało mu się unosić nad nimi kilka centymetrów i tylko co parę stopni musiał dotknąć podłoża. Powoli jego umiejętności wracały – i to były bardzo dobre wieści. Chwilę później przeszedł przez duży hol, skręcił w lewo w ciemny korytarz i zszedł po kilku schodach. Wielkie, drewniane drzwi otworzyły się, kiedy tylko dotknął ich palcami. Z zadowoleniem skonstatował, że wkłada coraz mniej wysiłku w niektóre czynności. Przeszedł wolno przez próg i znalazł się w dużej sali ze sklepieniem krzyżowym i podpierającymi je kolumnami. Te tworzyły kwadrat, pośrodku którego stał stół. Kir podszedł bliżej i dotknął go dłonią, a wtedy zaczęły mu się pokazywać obrazy z udziałem tego stołu. – To jest ołtarz – wyszeptał z zaskoczeniem. – Co ty tu wyprawiałeś? Obrazy zniknęły nagle, jakby ktoś starł je z tablicy. Zaklęcia ochronne. – Nigdy w ciebie nie wątpiłem – rzucił do niewidzialnego gospodarza i ruszył w kierunku kolejnych drzwi. Te jednak okazały się zamknięte. Kir postanowił, że zajmie się nimi innym razem. Kiedy wrócił do holu, jego wzrok przyciągnęło kolejne olbrzymie lustro. Przyjrzał się sobie i doszedł do wniosku, że jego wygląd niewiele się zmienił. "Może trochę bardziej sczłowieczały mi rysy." Uśmiechnął się z przekąsem. Ludzie ubierali się na milion sposobów, więc jego strój z rodzinnych stron tylko odrobinę go wyróżniał. Skórzane spodnie i przylegający do ciała kaftan z różnego rodzaju sznurkami można by uznać za strój motocyklisty. Dziwnego, ale jednak. Skrzywił się i po chwili jego ubranie zmieniło się w jeansy, T-shirt i krótką kurtkę. Na polowaniu lepiej wtopić się w tło. Z tą myślą zatrzasnął za sobą olbrzymie wyjściowe drzwi i rozejrzał się dookoła. Znajomej ciszy lasu nic nie zakłócało. Zmaterializował czarne okulary i ruszył niespiesznie w stronę Miasta.

Opublikowany: Białoksiężnik

Zostaw komentarz